Kilka lat temu miałam niezwykle trudny dylemat. Przyszłam ze szkoły, żarcie stygnie (a wiadomo, że jedzenie najlepiej smakuje przy tv), ręce zaczynają mi się pocić, bo nie zjem przecież dopóki czegoś nie znajdę. Leci właśni powtórka Klanu, Detektyw w sutannie, Samuraj Jack i... Zaczyna się jakiś film, fajny tytuł, zdjęcia niczego sobie, wiejska sielanka, lata 50. ... Wchodzę w to!
Owy obraz zwie się "Niebo nad Luizjaną" i od samego początku urzekł mnie swą słodką naiwnością, klimatem beztroski i błogości.
Główna bohaterka nazywa się Tiger (Kelsey Keel), mieszka z rodziną na farmie. Rodzice dziewczyny są opóźnieni w rozwoju, dlatego musi być nad wyraz dojrzała jak na swój wiek. Jak wiadomo to przyjaciół nie zjednuje. Jej jedynym towarzyszem zabaw jest Jesse (Michael Cera) a powiernikiem babcia. Niestety pewnego dnia seniorka rodu umiera i na Tiger spadają wszystkie obowiązki. Pewnego razu z miasta na farmę przyjeżdża ciotka Dorie Kay (Juliette Lewis), dziewczynka jest pod wielkim urokiem jej "miastowych" manier i elegancji. Stanie przed trudnym wyborem zostać w mieście, który ją fascynuje czy wrócić do swego ukochanego miejsca na ziemi i stawić czoła przeciwnością... Film jest cudny. Nie jest to wielkie kino (zresztą jest to produkcja telewizyjna i jak dobrze pamiętam powstała na zlecenie kanału Hallmark), ale niewątpliwie ma swój urok. Ogromny plus za grę aktorską.Po takim seansie człowiek uśmiecha się sam do siebie. Polecam!
*pics:
https://charlespaolino.wordpress.com/tag/my-louisiana-sky/
http://mojtv.hr/film/5130/nebo-moje-louisiane.aspx
Oglądałam bardzo fajny film.
OdpowiedzUsuń